Zaniemówiłam...
Dziś zaniemówiłam - dosłownie. Straciłam głos. Wczoraj mówiłam jeszcze całkiem normalnie, dziś nie wydaję żadnych dźwięków. Staś nie może zrozumieć dlaczego mamusia mówi szeptem. Najpierw go to śmieszyło, później zaczął się troszkę denerwować. Teraz śpi...może jak się obudzi przestanie zwracać uwagę na to, że mamusia dziwnie mówi.
Kiedyś wreszcie odzyskam głos...bo u mnie tak zawsze jest...najpierw katar, a później przestaję mówić. Na piątym roku studiów pracowałam na infolinii pewnej firmy, do której skierował mnie bardziej rozum niż serce. Wtedy głos był mi potrzebny (tak mi się wydawało), ale kiedy złapało mnie zapalenie krtani i poszłam do lekarza (przyjął mnie pediatra, bo innego już nie było) to okazało się, że mogę spokojnie chodzić do pracy. No i skrzypiałam do telefonu biednym abonentom, którzy kierując się sercem bądź rozumem...dzwonili najczęściej z reklamacją faktury, bo mieli na fakturze odsetki w wysokości 1grosza...ciekawe co by było, gdybym wtedy zaniemówiła?
Dziś głos mi nie potrzebny, do szydełka i korali mówić nie trzeba. Więc zrobiłam kilka nowych rzeczy, zrobiłam na zamówienie...czy się będą podobać nie wiem...wiem, że to nie dla osoby zamawiającej, ale na prezenty. Na wszelki wypadek spakuję wszystkie wisiory, jakie mam w domu, może coś się spodoba. A teraz prezentuję nowości.
Dziękuję za odwiedziny i miłe komentarze.
P.S. Zmieniłam pomysł na moją sukienkę. Znalazłam w sieci coś tak pięknego, że wszelkie inne pomysły sukienkowe poszły w odstawkę przynajmniej na jakiś czas. Wczoraj zaczęłam dzierganie tego cudeńka, jak będzie już coś widać, to wrzucę fotkę.
Brak komentarzy